sobota, 29 września 2012

Chwilowa przerwa w dostawie prądu. Temporary lack of electricity.

Kilka dni temu mieliśmy awarię (lub też celowe wyłączenie) prądu. Komputer musiałam wyłączyć, bo listwa dzięki której jeszcze pół godziny mogłabym pracować wydawała z siebie piski. Cóż więc robić? Wyszłam do ogrodu, ucięłam gałązkę dzikiego wina z owocami i cieszyłam się możliwością bezkarnego szkicowania.
Several days ago we've had temporary lack of electricity. I had to switch off my computer. So what to do? I went out into the garden, cut off a twig of wild vine (parthenocissus) with fruit and enjoyed care-free sketching.

środa, 26 września 2012

Po prostu żółto. Simply yellow.

Korzystając z pięknej pogody popracowałam dziś w ogrodzie, głównie wycinając porażone mączniakiem floksy. Zrobiłam też podlewanie najbardziej potrzebujących roślin. Zadowolona jestem z tej pracy, choć początkowo planowałam, że trochę pomaluję. A na grządkach królują żółte i pomarańczowe rudbekie. Żółkną też liście na orzechu sąsiada.
It was warm and sunny day today so I worked in the garden watering some plants and removing phloxes attacked by fungus. I'm satisfied although first I've planned to sketch a bit. On the flowerbeds there is a lot of yellow and orange rudbeckias. The leaves on the neighbour's walnut tree are also yellow.
Wrześniowe rudbekie. September rudbeckias.

Orzech w ramce. Walnut framed.


poniedziałek, 24 września 2012

Obfitość. Abundance.

Czasami zakupy ze sklepu warzywnego wyglądają tak malowniczo, że aż szkoda je zjeść nie namalowawszy uprzednio. Tym razem oprócz akwareli użyłam kredek akwarelowych jako medium wspomagającego. W tej roli sprawdzają się doskonale.
Sometimes the vegetables brought from a shop look so picturesque that it would be waste to eat them before painting. This time I used watercolors and watersoluble pencils as the additional medium and I'm quite satisfied about them.
Obfitość. Abundance.
 

niedziela, 23 września 2012

Pożegnanie z latem. Saying good-bye to the summer

Jesień panoszy się coraz bardziej i niedługo zostaną mi do malowania jedynie jesienne liście. Na razie jednak, póki nie było przymrozków mogę się cieszyć kwiatami. Portale pogodowe zapowiadają falę upałów (oby się to spełniło), mam więc nadzieję, że jeszcze posiedzę w ogrodzie ze szkicownikiem.
Autumn reigns everywhere and soon I'll have only colourful leaves to paint. Fortunately there were no grund frosts yet and I can enjoy my flowers. Weather forecasts say that there'll be hot days next week, so I hope for some time in the garden with my sketchbook.
Okno z borówkami. The window with blueberries.

Niepozorne owoce. Modest fruit.

Tytonie. Garden tobacco (nicotiana alata)

piątek, 21 września 2012

Zwyczajny cud. Common miracle.

Wyszłam dziś rano do ogrodu rozwiesić pranie i zachwyciłam się piękną, świeżo rozkwitłą różą Lichtkonigin Lucia. Ścięłam pęd z kilkoma kwiatami i zabrałam do domu. Róża stała w wazonie i pachniała, podczas gdy ja zmagałam się z kolejnymi akapitami książki. Podniosłam na nią wzrok znad klawiatury komputera i nagle uświadomiłam sobie, że to jest jakiś cud, dar i niezwykłość - że oto mogę sobie wyjść do ogrodu, ściąć moją własną różę i cieszyć się nią bez żadnej okazji. Większą część życia spędziłam mieszkając w bloku i nie przypuszczałam, że będę miała własny ogród. A teraz, kiedy już go mam, wydaje się to tak bardzo oczywiste. I tylko czasem spada na mnie olśnienie, że tak naprawdę doświadczam cudu.
Te róże (wirtualnie co prawda) ofiarowuję Hali, która złożona dolegliwościami nie może wyjść z domu i cieszyć się wrześniowymi słonecznymi dniami.
This morning I went to my garden and found a beautiful yellow rose (Lichtkonigin Lucia). I've cut it and took the flower into my room. I started to work on my book but suddenly, looking at the rose, I realised that it was a miracle. The fact that I can go to the garden, cut my own rose and look at it all day long it's a miracle. Most of my life I lived in the apartments with no garden at all and I didn't dare to dream about my own piece of land. Now the garden and the flowers seem so obvious that only sometimes I experience a kind of illumination and I see a miracle in the apparently ordinary things.
These roses I offer (virtually) to Hala, who doesn't feel well these days and has to stay mostly in bed.

czwartek, 20 września 2012

Wystawa. Exhibition.

Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie na wystawę, która odbędzie się 4 października (czwartek) w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zofii Nałkowskiej w Wołominie (ul. Wileńska 32). Będzie tam można obejrzeć obrazy Krystyny Pisarskiej, Anety Saks i moje. Wezmę ze sobą także książki i kilka szkicowników (do przejrzenia na miejscu oczywiście). Z pewnością znajdzie się czas zarówno na obejrzenie prac jak i na miłą rozmowę.
I invite everyone to the exhibition which will take place on Thursday 4th October in Public Library in Wołomin (near Warsaw). You will see paintings made by three women: Krystyna Pisarska, Aneta Saks and by me. I'll also bring my books and some sketchbooks.


środa, 19 września 2012

Pochmurny dzień. Cloudy day.

Za oknem chmury, czasem kropi deszcz i od razu lepiej mi idzie pisanie nowej powieści. Dlaczego? Bo kiedy świeci słońce, nie mogę usiedzieć w domu i co chwila rzucam tęskne spojrzenia za okno. Tak było wczoraj. Winogrona na balkonie wyglądały tak pięknie, że odeszłam od komputera, żeby zrobić choć jeden szkic. Potem trzeba było zrobić obiad, przejść się po ogrodzie i skończyło się na ślęczeniu do dziewiątej w nocy.
Cloudy day. From time to time it rains. The best day for working on my new book. Why? Because when the sun shines brightly, I can't stay at home. I look at the window longing for being outdoors. That was yesterday. The grapes on my balcony looked so pretty, that I've left my computer to make a sketch. Then I had to prepare lunch, go for little walk around my garden and I finished my daily portion of writing late at night.
 

wtorek, 18 września 2012

Jabłka. Apples.

W tym roku jabłka obrodziły jak nigdy. Jabłoń sąsiadów mieszkających po drugiej stronie ulicy jest nimi dosłownie obsypana. Nasza stara jabłonka także pięknie owocuje. W sierpniu namalowałam kilka jabłek w szkicowniku i podejrzewam, że nie raz jeszcze wrócę do tego tematu.
This year there is a lot of apples everywhere. Our neighbours apple tree is overloaded by them. We have one apple tree in our garden - also full of fruit. I painted some apples in August and I think the subject will be continued.


 

sobota, 15 września 2012

Weekend w Pieninach. Weekend in Pieniny mountains

Poprzedni weekend spędziliśmy w Pieninach, gdzie odbywały się huczne pięćdziesiąte urodziny naszego przyjaciela. Nie było zbyt wiele czasu na szkicowanie, ale ponieważ wzięłam ze sobą szkicownik i kredki akwarelowe, to pomiędzy jednym kęsem a drugim rysowałam górali i martwe natury z serów i wędlin (starałam się zdążyć zanim zostaną zjedzone).
Last weekend we've spent in the mountains. There was huge  50th anniversary party of our friend. I took with me the sketchbook and the watercolor pencils and tried to sketch mountaineers in their traditional costumes and still lives with cheeses and meats (I've had to hurry up before they would be eaten).
Martwa natura biesiadna. Still life with food.

Góralska kapela. Mountaineers playing folk music.

Poranek w górach. The morning in the mountains.
 

środa, 12 września 2012

Porzeczki nareszcie skończone. Redcurrant finally finished.

Akwarelę z porzeczkami zaczęłam jeszcze przed wakacjami. Czekała potem kilka miesięcy, aż ją skończę. Czuję się zmęczona tematem i na przyszłość mam nauczkę, żeby takich prac nie rozwlekać w czasie. W dodatku skan nie oddaje prawdziwych kolorów. Oryginał jest bardziej świetlisty.
This watercolor with redcurrant I've started three months ago. The picture waited for me all the summer and when I resumed painting I was already tired by the subject. A lesson for the future: finish painting without delay. And I'm not happy with the scan. The original colors are much more luminous.
Garść klejnotów. A handful of jewels

poniedziałek, 10 września 2012

Czerwień. The red.

Kiedy ktoś mnie pyta, jaki jest mój ulubiony kolor, nie umiem odpowiedzieć. Lubię chyba wszystkie intensywne, czyste barwy. (Wiem oczywiście, które farby najszybciej mi się kończą i ciągle muszę je dokupować: permanent rose, sap green i różne rodzaje żółcieni. Jest to jednak związane z tym, że dobrze mi się mieszają z innymi odcieniami.) Jest jednak kolor, któremu szczególnie nie potrafię się oprzeć, zwłaszcza wtedy, gdy występuje w naturze - intensywna, soczysta czerwień. To dlatego wiosną jak szalona maluję jaskrawoczerwone tulipany, w czerwcu nie mogę oderwać się od porzeczek, a teraz zachwycam się pełnymi kwiatostanami pelargonii (które swoją żywotnością i energią zdają się przeczyć nadchodzącej jesieni) i rubinowymi owocami wiciokrzewu pomorskiego.
When someone asks me about my favourite color, I usually don't know what to say. I like all the intensive, pure colors. (I know of course, which watercolors I mostly use and have to buy most frequently. They are permanent rose, sap green and different yellows. They mix beautifully with other colors.) But there is one color which I can't resist, especially when I see it in nature. It's pure strong red. In the spring I constantly paint red tulips, in June I'm fascinated by redcurrant and now I'm enchanted by brilliant red geraniums and ruby honeysuckle fruits.

środa, 5 września 2012

Kosmosy. Cosmoses.

Lubię kosmosy, chociaż dość często przysparzają mi kłopotów. Plenią się po całym ogrodzie zagłuszając inne rośliny. Wiosną wyrywam mnóstwo małych siewek, ale niektóre zostawiam. Przecież to takie maleństwo. Jeden szkody nie zrobi. Teraz to maleństwo jest olbrzymie, wykłada się na trawnik, bo nie podparłam go w porę i góruje nad pozostałymi kwiatami.
I like cosmoses although they cause some problems in my garden. In the spring they are so tiny, small and fragile, that I let them grow thinking that one or two on the flower-bed won't make any harm. Now the other flowers are dominated by them. But nevertheless the cosmoses are beautiful.

poniedziałek, 3 września 2012

Dzień na zalewie. The day on the lake.

Ostatnią środę spędziliśmy żeglując całą rodziną po Zalewie Zegrzyńskim. Wiatr był tak słaby, że posuwaliśmy się z prędkością matki prowadzącej za rękę dwuletnie dziecko. A ja, bojąc się, że na skutek groźnych przechyłów mogę stracić moją cenną kasetkę z farbami, zabrałam ze sobą kredki akwarelowe. To medium malarskie w równym stopniu mnie pociąga, co rozczarowuje. Mnogość kolorów kusi, ale po rozmyciu wodą barwy stają się jakieś ostre i "dzikie". Musiałabym poświęcić dużo czasu i prób, żeby osiągnąć zadowalający efekt.
Last Wednesday we have spent sailing on the nearby lake. The weather was almost windless so our speed was like the speed of mother going for a walk with two years old baby. I took with me watercolors pencils. They are tempting and disappointing at the same time. After wetting the colours become strange, too vivid and harsh, so I'm not satisfied with the results.



 

sobota, 1 września 2012

Sierpniowe kwiaty. Flowers of August.

Dziś na rozjaśnienie dnia trochę kwiatów z ogrodu. Już niedługo skończy się czas malowania w plenerze i może właśnie wtedy zmobilizuję się do ukończenia dużej akwareli, którą zaczęłam jeszcze przed wakacjami.
Today some flowers from my garden. The time of plein-air painting will finish soon. Maybe then I'll mobilize myself to finish the big watercolor painting which was started before our holidays.
Floksy. Phloxes. 
Cynie. Zinnias.
Cytrynowa dalia. Lemon yellow dahlia.