środa, 31 października 2012

Biurkowa martwa natura. Still life on my desk.

Jesień i zima są dla mnie okazją do tego by nie malować kwiatów. Nie ma ich w pobliżu, nie kuszą bogactwem kolorów, próbuję się więc przymierzyć do innych obiektów. Czasem dobrze jest się zmusić do narysowania czegoś, co wcale nie budzi głębszych emocji, co wydaje się zwyczajne i mało inspirujące. Mogą to być przedmioty leżące na biurku - temperówki, ołówek automatyczny, nóż do papieru, kolorowe kartki z zapiskami. Jednym słowem pejzaż codzienny (a raczej fragment tego pejzażu - moje biurko zawalone jest mnóstwem rzeczy i tworzy swoisty podręczny kosmos).
Cold season of the year is for me an occasion for not painting the flowers. They are usually so tempting that I can't concentrate on any other subject. Now, there isn't any flower in my garden, so I force myself do draw anything else. For example some objects which lay on my desk. It's a good exercise to sketch something not very inspiring and beautiful - a mechanical pencil, small paper squares, two pencil-sharpeners. So I've done it - the landscape of my desk (of course only detail of it, my desk is real mess with constellations of different books, tools and papers).

poniedziałek, 29 października 2012

Zimno. Cold.

W nocy mróz, a rano malowniczy szron. Cały świat w białej mroźnej mgiełce. Do tego przestawienie czasu czyli skrócenie i tak coraz krótszego dnia. To wszystko sprawia, że chodzę dziś senna i zziębnięta. Piję litry herbaty i otulam się w kilka warstw ciepłych ubrań (łącznie z wełnianą chustą, jak babuleńka). Na pociechę i rozgrzanie zamieszczam dziś kilka czerwonych owoców.
It was cold winter night (although the calendar says it's still autumn) and after it came frosty morning. Everything was white outside - each minute twig or leaf. And again "they" changed time so the day became shorter. All this makes me sleepy and chilled to the bone. I drink litres of hot tea and wear several layers of warm clothes with a woolly shawl to top it off. So for encouragement I show today some red fruit.


sobota, 27 października 2012

Pierwszy śnieg. First snow.

No i proszę, wczoraj chowałam pelargonie, a dziś od rana sypie śnieg. Z wolna świat robi się biały.
Yesterday I took geraniums home and today it snows. The world slowly turns white.

piątek, 26 października 2012

Pelargonie zabrane do domu. Geraniums taken home.

Internetowe portale pogodowe zgodnie zapowiadają nadejście mrozów, więc zabrałam dziś do domu doniczki z pelargoniami. Jak co roku, jest to moment, kiedy uświadamiam sobie z całą wyrazistością, że zima nieodwołalnie nadchodzi. (Moja córka słucha w sąsiednim pokoju muzyki irlandzkiej z widowiska "Lord of the Dance", co sprawia, że pisząc ten post bez przerwy podryguję do rytmu.)
Internet forecasts agree that frosts'll come next night, so I took home pots with the still flowering geraniums. Each year this act makes me realise that the winter inevitably arrives. (In the next room my daughter listens to Irish music from "Lord of the Dance" show. So I sway in my chair while writing this post.)

czwartek, 25 października 2012

Widok z mojego okna. The view from my window.

Pracując przy biurku siedzę na wprost okna. Widzę czubki sosen i złocisty o tej porze roku dąb. Resztę krajobrazu przysłaniają domy. Zwyczajne, proste i bynajmniej nieinspiujące. Naszkicowałam więc zaokienną prawdę bez upiększeń (choć wolałabym, żeby były tu malownicze wzgórza, albo szafirowe wody jeziora, a najlepiej otoczone drzewami ruiny średniowiecznego zamku).
Working at my desk I sit opposite the window. I can see tops of the pines and a golden-yellow oak. The rest of the view is blocked by houses - the simple, ordinary, not very interesting houses. So I've sketched the truth without any decorations. (Although I would like to have some misty hills, blue lake or medieval ruins as my everyday view.)

wtorek, 23 października 2012

Szkicowniki. Sketchbooks.

Szkicowanie jest dla mnie jednym z najlepszych sposobów na odpoczynek i kontakt z rzeczywistością. Na początku spinałam się, żeby to, co rysuję było ładne i dokładne, teraz już tak się nie przejmuję. Szkicownik jest rodzajem wizualnego dziennika, moją reakcją na otaczający świat, a także miejscem gdzie wypróbowuję nowe techniki. Z czasem, kiedy przybywa rysunków, szkicownik staje się coraz bardziej drogocenny. Już nie mam odwagi zabierać go na wakacje, albo inne wyjazdy, bo a nuż się zagubi, albo zniszczy. Biorę więc nowy, kuszący niepokalaną bielą kartek... Aktualnie mam pięć niedokończonych szkicowników różnej wielkości i powoli, z radością je zapełniam. 
Sketching is for me the best way to relax and have contact with the surrounding world. In the beginning I was stressed to draw everything the way it looks "pretty" and "correct", but now I'm not so anxious about it. I treat my sketchbooks as visual diaries, they are my response to nature and life, and also a place where I try new techniques and tools. As the time flies there is more and more paintings in the sketchbook so it's valuability icreases. I don't take it with me on a holiday trip because I'm afraid that it'll be lost or damaged. So I take the new one with blank pages. Now I have five partly filled,  different size sketchbooks and I use them all. It's fun.

poniedziałek, 22 października 2012

Ostatnia róża. The last rose.

Nocne ulewy i wiatr (działo się to w zeszłym tygodniu) złamały pęd róży Lichtkonigin Lucia. Jeden pęd, a tyle na nim kwiatów. Włożyłam go do wazonu i dzień po dniu obserwowałam, jak rozwijają się kolejne pąki. Podczas malowania cienie na żółtych płatkach jak zwykle sprawiły mi trochę kłopotu, posiłkowałam się więc kredkami akwarelowymi. (Znajduję w Internecie coraz więcej artystów, którzy wyczarowują cuda przy pomocy kredek. Wiem, że jest to bardzo czasochłonna technika, ale strasznie mnie korci. Może jak skończę moją powieść? Czyli na wiosnę, miejmy nadzieję...).
Last week night winds and downpours had broken a branch (or shoot - I don't know which word is more correct) of yellow rose Lichtkonigin Lucia. One branch and so many flowers. I had put it in the vase and day by day I observed the new buds opening. The shadows on the yellow petals were (as usual) a bit difficult for me to paint so I used watercolor pencils. I find in Internet more and more artists who paint with coloured pencils. I know that working with this medium is time-consuming but I would like to concentrate upon it. Maybe when I finish the book I'm writing now. That means spring... Let's hope.
Żółta róża dzień pierwszy. Yellow rose - day 1.

Żółta róża następnego dnia. Yellow rose next day.

piątek, 19 października 2012

Październikowy spacer. October walk.

Tym razem robiąc akwarelowy szkic lasu posłużyłam się zdjęciem ze spaceru. Ta ścieżka wśród wrzosów i brzóz nieodmiennie mnie zachwyca. W głębi oczywiście czerwony dąb.
This time I used reference photo for my forest sketch. The narrow path winding between heathers and birches is constant source of inspiration.
Leśna ścieżka. The path in the forest.

Gałąź dzikiej gruszy. Branches of the wild pear tree.

wtorek, 16 października 2012

Muchomor. Toadstool.

Całe szczęście, że muchomory nie należą do grzybów jadalnych. Są dzięki temu ozdobą jesiennego lasu. Moje upodobanie do czerwieni popchnęło mnie oczywiście do wykonania swobodnego szkicu po sobotnim spacerze.
How lucky that toadstools are not eadible. They can stand safely among blades of grass and fallen leaves being the decoration of the autumn forest. My passion for the red pushed me to make the sketch after our Saturday walk.
 

sobota, 13 października 2012

Jesienna fantazja. Autumn fantasy.

Czasem nachodzi mnie ochota na namalowanie czegoś z wyobraźni. Odzywa się dawne pragnienie ilustrowania książek. Tak więc pisząc powolutku książkę, pomiędzy jednym akapitem a drugim domalowywałam to listek, to jarzębinowe korale, to muchomora i z wolna powstała Panna Jesień.
Sometimes I feel like painting something different. Something coming from my imagination. (Long time ago I dreamed of illustrating books). While writing my book I stopped between paragraphs and painted... a leaf, some rowan-berries, a toadstool. And so she came - Miss Autumn.
Panna Jesień. Miss Autumn.
 

środa, 10 października 2012

Kasztany. Conkers.

Ileż to się można dowiedzieć pisząc nawet jednego posta. Myślałam, że kasztany to chestnuts, ale na wszelki wypadek zajrzałam do słownika. I okazało się, że chestnut to kasztan jadalny, a taki zwykły, co rośnie u nas, nazywa się horse-chestnut. Ale żeby nie było tak prosto - owoce kasztanowca to conkers. A kasztany przyniosła wracając ze szkoły nasza Janeczka - "żebyś miała mamusiu co malować".
Writing this post I've spent some time on finding the difference between chestnut and horse-chestnut. We have only the second one in Poland. My daughter Janina has brought me some conkers, which she had found on her way back from school. "You have something to paint mummy" - she said.

Furtka do naszego ogrodu. The gate to our garden

poniedziałek, 8 października 2012

Czeremcha. Bird cherry.

Po angielsku czeremcha to bird cherry (ptasia czereśnia). O słuszności tej nazwy mogliśmy się przekonać podczas spacerów po lesie. Jednego dnia czeremchy pyszniły się czarnymi, lśniącymi jak polakierowane owocami, a tydzień później zostały tylko jaskrawoczerwone ogonki. Wszystko zjadły ptaki.
 Bird cherry - what an adequate name for the plant. One day, walking through the forest we saw lots of bird cherry fruit hanging on the trees, next week there were only red stalks. The bidrs had eaten all.

Czeremcha. Bird cherry.

sobota, 6 października 2012

Malinówki. The raspberry apples.

W tym roku, po raz pierwszy od dawna, na naszej jabłoni dojrzały malinówki, moje najulubieńsze jabłka z dzieciństwa (drugie w kolejności były kosztele, których nie jadłam chyba od dwudziestu lat).
Malinówki mają nie tylko fantastyczny smak. Mogłabym godzinami kontemplować ciemną czerwień ich lśniącej skórki, miejscami przechodzącą niemalże w czerń. Woskowata powierzchnia sprawia, że refleksy światła przybierają bladoniebieski odcień. Do namalowania takich efektów posłużyłam się kredkami akwarelowymi nakładanymi na suchą już farbę.
We have in Poland a kind of apples called raspberry-apples. (I'm not sure if any of you, my English speaking friends, know them). The raspberry-apples are really delicious. Their peel is dark red, almost black and covered by thin vaxy layer giving pale blue reflexes. I've painted the apples with watercolor and then, when the paint was dry I used watercolor pencils.

piątek, 5 października 2012

Wystawa. Exhibition.

Bardzo miło spędziłam czas na wczorajszej wystawie. Panie z wołomińskiej biblioteki stworzyły sympatyczną atmosferę, więc nie stresowałam się za bardzo tym, że mam przemawiać do szerszej publiczności. Prawdę mówiąc, ręce trzymające mikrofon trochę mi jednak na początku drżały, bo wyjście na zewnątrz z mojej komputerowo-akwarelowej jaskini jest zawsze dużym przeżyciem.
Siedzą przy stole od prawej Aneta Saks, Krystyna Pisarska, ja. Sitting at the table from the right Aneta Saks, Krystyna Pisarska and me.



Moje szkicowniki. My sketchbooks
I've spent very nice evening on yesterday's exhibition. The ladies from local library created a sympathetic atmosphere so I was not affraid to talk to the public. Although I have to admit that my hands holding microphone shook slightly. Going out of my computer-watercolor "cave" is always quite an experience.
Moja najmłodsza córeczka Róża prezentuje obrazy mamy. My youngest daughter Rose with my watercolors.

Moja Zosia. My daughter Zosia.

środa, 3 października 2012

Z pamięci. From memory.

Rzadko maluję coś z pamięci, bo raczej jej nie ufam. Wolę mieć przed sobą obiekt, który zamierzam uwiecznić. Tego wieczora jednak, po skończonej porcji pisania, zapragnęłam naszkicować fragment naszego lasu tak, jak go zapamiętałam z niedzielnego spaceru. Były brzozy, wrzosy, małe sosenki i czerwony dąb o szkarłatnych liściach. Mam nadzieję, że z czasem nauczę się malować krajobrazy, choć zawsze najbardziej pociągają mnie detale: liście i kwiaty widziane z bliska. Może dlatego, że jestem krótkowidzem?
I paint from memory very rarely. Almost never, I think. I prefere to have painted object just in front of me, because I don't believe in my ability to remember things as they are. Nevertheless this evening I decided to paint the nearby forest as I remembered it from our Sunday walk. There were birches, heathers, little pine trees and one red oak (Quercus rubra). I hope that some time I'll learn to paint landscapes, but I'm still attracted by details: leaves or flowers or enything. I'm short-sighted and this may be the reason for my love for close-focus views.


poniedziałek, 1 października 2012

Z tęsknoty za wiosną. Longing for spring.

Wiem, że jesień jest piękna, pełna kolorów, romantyczna, nostalgiczna itp. Wczoraj na spacerze zrobiłam nawet mnóstwo zdjęć wrześniowego lasu, z myślą o przyszłych obrazach. Niemniej jednak, kiedy natknęłam się na zdjęcie azalii w majowym folderze, od razu poczułam jak bardzo brak mi wiosennej rozpierającej energii.
I know that the autumn is beautiful, romantic, nostalgic colourful etc. On our yesterday's walk I've made a lot of photos of September forest, thinking about future paintings. But when I saw azalea picture among my May photos, I realised how I missed the unique energy of springtime.

Słoneczna azalia. Sunny azalea.