sobota, 19 stycznia 2013

Prymulka. The primula.

Za oknem sypie śnieg, a ja maluję prymulkę, którą dostałam od mojego męża. Obok niej, w tej samej doniczce wyrastają zielone pióropusze liści - to hiacynt i żonkile jeszcze w fazie niemowlęcej. Wielką radość miałam z tego malowania, przenoszącego mnie w marzeniach ku nadchodzącej wiośnie.
W ciągu najbliższych dni niewiele będę miała czasu na szkicowanie, bo w końcu udało nam się zmobilizować i wybrać, a następnie oddać do wywołania zaległe zdjęcia. No i mam teraz przed sobą pudło zawierające ponad osiemset fotografii, albumy i taśmę dwustronną. Wczoraj wklejałam (nie lubię albumów z "kieszonkami") zdjęcia do późnej nocy. Bardzo miłe zajęcie zwłaszcza, że mogłam się napatrzyć na palmy, lazurowe morze i kwiaty.
It's snowing all the morning but I'm painting a primula plant which I've got from my husband. There are green leaves and buds  of daffodiles and hyacinth in the same pot. It was a great joy to paint flower and the sign that the spring would finally come. 
These day I've a big task to do. We've managed to sort out our photos in the computer and finally have them developed. They are over eight hundred. And each photo I tape carefully using two-sides adhesive tape. I don't like the albums with transparent pockets. But the job is great especially when there is a lot of summer landscapes to deal with - the sea, palms, flowers - that's what I love.

2 komentarze:

  1. Tak, w naszej z Kobyłce rzeczywiście dziś pada śnieg, jest ładnie i malowniczo :)
    Oj, przypomniała mi Pani o moich albumach... w lecie wywołałam 900 zdjęć i ciągle je jeszcze wklejam... (też nie lubię tych z plastikowymi kieszonkami). Roboty z tym kupa, zamiast się tym cieszyć to ciągle czuję ciężar, że tyle wkleiłam a jeszcze tyle zostało :)
    Natchnęła mnie Pani na malowanie, na początek chce jakiś obraz skopiować, żeby się "rozkręcić" i pewniej poczuć. Wczoraj znalazłam w internecie obraz z aniołem, tylko jeszcze kupić jakieś farby i malować...
    A prymulka wyszła bardzo ładnie, w taką zimę miło malować kolorowe kwiaty.

    Achhh...wczoraj skończyłam "Matecznik", szkoda... Jeszcze na pewno sięgnę po kolejne książki, teraz mam chrapkę na "Francuski patchwork" :)

    Pozdrawiam, Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze się cieszę kiedy udaje mi się kogoś zainspirować do tworzenia i odkopania dawnych, pogrzebanych pod zwałami codzienności pragnień.
      Ze zdjęciami w ilościach hurtowych rzeczywiście jest mnóstwo roboty. Nam najtrudniej się było zabrać za samo wybieranie z komputera (zwłaszcza kiedy istnieje dziesięć wersji tego samego krajobrazu i trudno zdecydować, która jest najlepsza). Wklejanie to już końcowy akord. I co za radość, kiedy albumy się zapełnią, a zaległości znikną.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń