sobota, 13 czerwca 2015

Róże. Roses.

Po powrocie z Włoch okazało się, że ogród wymaga natychmiastowych i intensywnych działań. Dzieci co prawda podlewały, ale nie tyle, ile potrzeba roślinom poddanym długotrwałej suszy i upałom. Przez ostatni tydzień na okrągło chodził spryskiwacz, a ja pieliłam, wycinałam, co przekwitło, wykopywałam cebule tulipanów itp. A w przerwach cieszyłam się obfitością róż, które dzięki łagodnej zimie w ogóle nie przemarzły i kwitną obficie jak nigdy. Żeby się nimi naprawdę nacieszyć, trzeba dłuższej kontemplacji ze szkicownikiem. Malowanie w ciepły dzień wśród różanej woni - jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w tym tygodniu.
When we were in Italy our children took care of our garden. But there were hot days and some plants needed more water. So after returning home I watered the garden almost all day, removed faded flowers and weeds. Lots of work. And I enjoyed roses - big (giant in fact) rose bushes, which hadn't been damaged during winter (for the first time) and have now thousands of flowers. Painting and smelling them on a hot long day of June was one of the most perfect things to do this week.


2 komentarze:

  1. Piękne i pachną! Ja na balkonach nie daje rady meszkom. Byłam w Ogrodach w Wilanowie i tem cudowne róże! takie jak Twoje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rok jest szczególnie urodzajny jeśli chodzi o robactwo na kwiatach (mszyce i inne żyjątka), w związku z tym niestety trzeba dużo pryskać i to od wczesnej wiosny. Ale są efekty. W tym roku po raz pierwszy róże nie zostały zaatakowane przez bruzdownicę, która wyżera środek pędu i powoduje zamieranie pąków. Może i na meszki można czymś pryskać?

      Usuń