Właściwie nie za bardzo lubię rudbekie. Są ładne, rozświetlają ogród złocistymi płatkami, ale w jakiś sposób kojarzą mi się ze schyłkiem lata, a nawet z bliskością zimy (może dlatego, że są w stanie kwitnąć po przymrozkach). To długość kwitnienia sprawia, że pozwalam im rosnąć w swoim ogrodzie.
I don't like rudbeckias very much. They remind me of the end of summer and even of winter (they can survive autumn frosts and sometimes bloom even in November). I let them live in my garden because they stay long and illuminate the garden when the other flowers have died.
Agnieszko, od kilku miesięcy często zaglądam na Twój blog po to,żeby zrobić sobie przyjemność. Też zachwycają mnie kwiaty i bardzo podoba mi się jak je malujesz. Widzę wówczas jeszcze intensywniej ich urodę, kiedy patrzę na te w swoim ogrodzie.Pozdrawiam. Beata - koleżanka z liceum.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tu zaglądasz i że podobają Ci się moje szkice. Ja też, kiedy oglądam czyjeś dzieła, później świeżym (bardziej malarskim?) okiem patrzę na to, co mnie otacza. Pozdrawiam (i zastanawiam się, która Beata :))
UsuńSzczęściary jesteście, mi pozostaje podziwiać i cieszyć oczy kwiatami, które prezentuje Agnieszka. A robi to tak wspaniale, że większość zachwytów brzmi banalnie...
OdpowiedzUsuńDziś, choć lało malowałam w Wilanowie pod okiem mistrza ale jak to zwykle u mnie, moje nie zawsze mi się podoba ale a jego minie odpowiada...jakoś nie wychodziło. Może własnie brakuje mi takiej codziennej starannej pracy..
Twoje prace przygarnęłabym wszystkie. Te kwiaty faktycznie bardziej kojarzą się z sierpniem czy wrześniem...
Myślę, że wcale niełatwo jest malować pod czyimś kierunkiem. To nauczyciel decyduje o wyborze tematu i techniki, która nie zawsze może odpowiadać Tobie. Podziwiam Twoją odwagę, ja zawsze bałam się wszelkiego rodzaju warsztatów. Za to uczyłam się z książek, których autorzy stale powtarzają, żeby się nie zniechęcać tylko ćwiczyć. Nawet dzieło z którego nie jesteś zadowolona, to jeden krok do przodu, w stronę sukcesu i radości z malowania.
UsuńAgnieszko masz rację w każdym słowie, ale to jedyny sposób na pracę i malowanie. Uwielbiam niezależność ale jestem otwarta i pewnie sama zrobiłabym to inaczej a póki co uczę się a w domu po swojemu. Najwięcej dowiaduję się jednak od innych uczestników pleneru, którzy są niesamowicie otwarci i chętni do pokazywania i doradzanie. To jednak inna wiedza, ja przez lata kupowałam książki i z przyjemnością je czytałam, obiecując, że kiedyś...teraz cieszy mnie każdy kontakt z pędzlem, jedyne zmartwienie to oczy. Odwagą jest fakt, że jestem chyba najstarsza w grupie tym razem, a dziś mąż do prezentu na 30 rocznicę ślubu dołożył farby..może nie za późno..
OdpowiedzUsuńNa pewno nie za późno :) Słynna babcia Moses zaczęła malować po siedemdziesiątce (prawdopodobnie z powodu reumatyzmu i pogarszającego się wzroku musiała zrezygnować z haftowania i wzięła się za pędzel), osiągnęła sławę i dożyła 101 lat. Tak więc wszystko jeszcze przed Tobą :)
UsuńJesteś bardzo miła, dziękuję! coś jest na rzeczy, bo własnie oddałam swoje "plany haftów" gazety, wzory, książki koleżance.
Usuń