Ponieważ w zeszłym tygodniu większa część rodziny wyjechała na narty, miałam okazję z ogromną przyjemnością porzucić wszelkie domowe obowiązki z gotowaniem włącznie (bo wrzucenie na patelnię mrożonki "Warzywa z patelni" nie uważam za gotowanie, poza tym raz wrzucałam ja, a raz najstarsza córka) i zabrać się za szycie patchworkowych poszewek. Poprzedzone to było wyrzuceniem zasobów szmat i ścinków na podłogę pokoju. W takim radosnym bałaganie spędziłam kilka dni. Oprócz "grzecznych" wersji poszewek (w miarę równe kwadraty) eksperymentowałam z wersją "crazy", bo naiwnie sądziłam, że to łatwiej - zszywa się, co popadnie, a potem kombinuje. Hmm... nadmierny optymizm. O dziwo, mojemu najstarszemu dziecku bardziej podobała się wersja zwariowana (inicjał "B") będąca rewersem poszewki.
Last week the majority of my family went for winter holidays and I stayed at home with my oldest daughter. Lovely time. No house duties, no cooking (that's most important!). I've spent this time on making patchwork pillow cases. Big pile of fabric on the floor, sewing machine and music. I experimented making crazy patchwork but it was more complicated than I expected. Nevertheless I had fun. My daughter even preferred crazy version of the pillow case (this with embriodered initial "B").