Po powrocie z Włoch okazało się, że ogród wymaga natychmiastowych i intensywnych działań. Dzieci co prawda podlewały, ale nie tyle, ile potrzeba roślinom poddanym długotrwałej suszy i upałom. Przez ostatni tydzień na okrągło chodził spryskiwacz, a ja pieliłam, wycinałam, co przekwitło, wykopywałam cebule tulipanów itp. A w przerwach cieszyłam się obfitością róż, które dzięki łagodnej zimie w ogóle nie przemarzły i kwitną obficie jak nigdy. Żeby się nimi naprawdę nacieszyć, trzeba dłuższej kontemplacji ze szkicownikiem. Malowanie w ciepły dzień wśród różanej woni - jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w tym tygodniu.
When we were in Italy our children took care of our garden. But there were hot days and some plants needed more water. So after returning home I watered the garden almost all day, removed faded flowers and weeds. Lots of work. And I enjoyed roses - big (giant in fact) rose bushes, which hadn't been damaged during winter (for the first time) and have now thousands of flowers. Painting and smelling them on a hot long day of June was one of the most perfect things to do this week.