środa, 27 lutego 2013

Przerwa. Break.

Moja maszyna padła, mam więc wymuszoną przerwę w szyciu. Może to i dobrze. Zdążą się wygoić pokłute szpilkami palce. W ramach relaksu namalowałam kwiaty, które moja najstarsza córka dostała z okazji urodzin. Jak miło znowu poczuć pędzel w dłoni!
My sewing machine is completely out of order so I have forced break in my patchwork-making. Maybe it's good - my fingers are pricked by pins and need some time to heal. So I relaxed and painted this yellow-green flowers which my oldest daughter got for her birthday. It's so good to have a brush in hand again!

sobota, 23 lutego 2013

Postępy w patchworku.Patchwork in progress.

Zszyłam wszystkie kwadraty (384). Mam więc gotowy wierzch, który jest tak duży, że brakuje mi w pokoju miejsca, żeby go rozłożyć i przyfastrygować do warstwy ocieplającej. W końcu zawładnęłam podłogą jednej z córek i wczoraj przez pół dnia, na kolanach fastrygowałam, co skończyło się bólem pleców. Nie lubię pracować w dużych formatach. Po raz pierwszy (i chyba ostatni robię tak wielką narzutę - 160x240cm) Przestrzeń którą muszę się "zająć" budzi we mnie lekkie przerażenie. Boję się każdego następnego etapu - w najbliższym czasie czeka mnie przypinanie dołu i pikowanie trzech warstw. Muszę dodać, że szyję bardzo, bardzo rzadko, więc nieobeznanie z maszyną daje się we znaki.
I sew all the 384 squares. The patchwork is very big so I have to spread it on my daughter's room floor (my atelier is too small). I don't feel comfortable working on big sizes. I prefer smaller things so I suppose the patchwork is my first and last project of this size. I'm afraid of the next stage of the work - sewing and quilting three layers. I really don't know how I'll manage. But when I finally finish, I'll be so proud of myself!



A ponieważ nacięłam więcej kwadratów niż potrzeba, powstało też (w ramach relaksu) kilka poszewek.
And because I produced more squares than I needed for the quilt, I've made some pillowcases.



wtorek, 19 lutego 2013

Patchworkowe zamieszanie. Patchwork mess.

Całymi dniami siedzę przy maszynie i zszywam, albo walczę z psującym się sprzętem (maszyna ma grubo ponad trzydzieści lat). Powoli posuwam się do przodu, chociaż każdy następny etap napawa mnie obawą. Większość zdjęć wyszła nieostra, więc publikuję tylko dwa, będące ilustracją mojej aktualnej egzystencji.
All days I sit and sew the patches or fight with my old (over 30 years) sewing machine. I slowly go ahead a little frightened of the next stages of patchwork making. Most of the pictures I've taken today were not good so I show you only two of them. Just to document my crafting existence.


sobota, 16 lutego 2013

Dzwonki. Bells.

Ta fantazja na temat dzwonków powstała chyba z tęsknoty za Wielkanocą i wiosną. Malowałam to podczas zimowych ferii, popatrując jednym okiem na rodzinkę grającą w karty. Dziś od rana zszywam kwadraty na patchworkową narzutę. Cała jestem oblepiona nitkami, a podłoga zasłana pozszywanymi kawałkami. Po raz pierwszy robię tak wielki projekt i jestem trochę przerażona. Inne prace i projekty (łącznie ze szkicowaniem) zostały odłożone na później.
I've painted this bell fantasy during winter holidays. I think it depicts my longing for Easter and spring. Now I'm working on big patchwork quilt. My room is in big mess and other projects which I'm working on have to be delayed. It concerns also sketching.

czwartek, 14 lutego 2013

Forsycja. Forsythia.

Nareszcie zakwitła forsycja. Oczywiście nie w ogrodzie (tak dobrze to nie ma), ale w wazoniku. Gałązki ścięłam ponad tydzień temu i teraz mam namiastkę wiosny na kuchennym stole.
Forsythia is blooming. Not in our garden of course, it's far too early for that. A week ago I've cut some twigs from our forsythia bush, put them into water and now I have tiny yellow flowers on my kitchen table.

środa, 13 lutego 2013

Żółte tulipany. Yellow tulips.

Wczoraj była nasza rocznica ślubu i z tej okazji dostałam od męża pęk żółtych tulipanów. Ten kolor kojarzy mi się z wczesną wiosną, bo pierwszymi kwiatami, które u nas się pojawiają są żółte krokusy.
Yesterday it was nineteenth anniversary of our marriage and I got a bunch of yellow tulips from my husband. Their colour reminds me of early spring and it was sheer pleasure to paint them.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Twórczy recycling. Creative recycling.

Ponieważ za oknem ciągle śnieg, którego nie mam chęci malować...
We have still lots of snow which I don't want to paint any more...
... zaczęłam robić porządki w stosach szmat i gałganów, które zalegają mi w szafie i których nie potrafię wyrzucić, bo może się przydadzą. Nie znoszę marnotrawstwa, więc poszperałam trochę w internecie i w kilku miejscach (nie pamiętam już gdzie) widziałam pomysły na dywaniki z gałganków i starych ubrań pociętych na paski. Chwyciłam największe szydełko, jakie miałam w domu (zaledwie nr 5, pewnie większe byłoby lepsze) i rozpoczęłam projekt, który ciągnął się będzie do lata. Największą radość sprawia mi świadomość, że nareszcie pozbędę się różnych burych, sztucznych tkanin z epoki schyłkowego komunizmu i uzyskam trochę luzu w szafie.
... so I started to sort out different rugs and textiles wich lay in heaps in my wardrobe. I don't like to waste anything so I keep them for years. And now I've found a way to use them. In many places in internet ( I don't remember exactly where) I've seen projects of recycling old clothes. So I took my biggest crochet (number 5 only, I think the bigger would be better), I started to cut the old rags into stripes and began to make a rag rug. I hope to finish it till summer. The biggest joy is to see more space in my overloaded wardrobe.


czwartek, 7 lutego 2013

Szkło. The glass.

Obiecałam sobie, że podczas ferii będę ćwiczyć się w rysowaniu naczyń rozmaitych, w tym szklanych. Nie wytrwałam zbyt długo w postanowieniu sfrustrowana mizernymi efektami i tym, że nie wychodzi mi tak, jak bym chciała.
I promised myself to practice drawing glass and vases etc. I soon gave up. I was too frustrated and not satisfied with the effects.


poniedziałek, 4 lutego 2013

Zimowe szkice. Winter sketches.

Wróciliśmy z tygodniowego pobytu na Roztoczu. Być może na skutek niedawnych chorób nie miałam weny na szkicowanie i musiałam się wręcz zmuszać do wyjęcia farb i szkicownika. Pogoda była deszczowa i niezachęcająca do wychodzenia (chyba, że ktoś lubi brodzić w wodno-śniegowej brei). Chodziłam więc od okna do okna i malowałam fragmenty zimowego pejzażu.
Last week we've spent in Roztocze (south-east part of Poland). I wasn't in the vein for sketching and I've had to force myself to take out my watercolors and the sketchbook. The weather was rather gloomy. It rained, the snow slowly melted and I looked out of the windows and painted scraps of the winter landscape.