W niedzielę opuściliśmy pogodne i przepiękne Bieszczady i powróciliśmy na dyszące upałami Mazowsze. Pierwsze dni po przyjeździe zajmowałam się głównie praniem i doprowadzaniem ogrodu do porządku. Praca nie lada, bo po godzinie przycinania przekwitłych kwiatów i wyrywania tego, co poschło, jestem mokra od potu. Ale to nic. Kocham upały, nawet te trudne do zniesienia.
Na wyjazd zaopatrzyłam się w trzy szkicowniki (jeden całkiem mały, żeby zbytnio nie ciążył w plecaku podczas podchodzenia na szczyt) i starałam się jakoś uchwycić otaczające mnie krajobrazy. Niektóre szkice, bardzo pospieszne, powstawały podczas krótkich chwil odpoczynku w trasie. Przyzwyczajona do malowania kwiatów i obiektów bliskich, czułam się zagubiona w obliczu rozległego krajobrazu. Wróciłam do domu z postanowieniem, że będę ćwiczyć pejzaże, drzewa, wodę itp. Strasznie dużo muszę się jeszcze nauczyć.
Last two weeks we've spent in beautiful Polish mountains called Bieszczady. I took with me three different sized sketchbooks (one very small because I wanted my rucksack as light as possible). After daily practice of painting flowers it was difficult switch to sketch mountains. It was really a challenge. I returned home with decision to spend some time on landscapes and other things which I don't usually paint.
Zachwycające!
OdpowiedzUsuńJestem po pierwszym kursie malowania akwarelą i kupnie książek. Cóż, ja też mam czego się uczyć i w przeciwieństwie do Twoich wspaniałych prac mam daleko. Mi nawet wylewanie nieba stwarza trudności ale ile przynosi radości i relaksu!
Pozdrawiam, zapowiada się gorąca noc może z deszczem!
Powodzenia w malowaniu!
Usuń:)
Usuń